Komunikacja zbiorowa wraca do łask [Felieton]

Ludzkie nawyki ciężko zmienić. Jeśli się do czegoś przyzwyczajamy, to choćbyśmy mieli lepszą alternatywę – często z wygody i lenistwa ciężko nam z niej skorzystać. Męczymy się, stoimy w korkach, narzekamy… Dopiero po jakimś czasie jesteśmy w stanie przyznać, że zmiany nie były takie złe. Taki jest właśnie transport zbiorowy. Komunikacja publiczna służy nam w zaoszczędzeniu czasu, służy poprawie środowiska, służy także poprawie stanu naszego zdrowia.

Zacznijmy jednak od tego, że typową, polską cechą jest utożsamianie statusu społecznego z posiadaniem samochodu, ba nawet dwóch lub trzech! Im jesteśmy bogatsi, tym więcej widać aut na ulicach Sądecczyzny i Nowego Sącza. Pal licho, gdyby trafiło na miasto, które by ten dodatkowy ruch pomieścił. Niestety, wylotówki z Nowego Sącza w godzinach szczytu są permanentnie zakorkowane.

Sytuacja w krajach Europy Zachodniej jest zgoła przeciwna. Auto nie świadczy o statusie materialnym, do pracy korzysta się głównie z roweru lub dobrze rozwiniętej sieci komunikacji publicznej. W przypadku Sądecczyzny ten ostatni aspekt wygląda nieco gorzej – w niektóre miejsca bez samochodu po prostu się nie dojedzie. Uogólniając jednak, kluczowy jest dobry transport publiczny oraz wymuszenie na prywatnych przewoźnikach utrzymywania również mniej rentownych kursów.

Być może kluczowe będzie tu myślenie jak w przypadku szynobusu, który funkcjonuje pomiędzy Heleną a centrum Nowego Sącza lub też autobusów sądeckiego MPK, które dzięki moim staraniom, zatrzymują się w gminie Chełmiec. Dodam, że jeszcze kilka miesięcy temu wszyscy pukali się po głowie twierdząc, że nikt transportem zbiorowym – szynobusem – jeździć nie będzie, na czele z wójtem Chełmca, Bernardem Stawiarskim… Rzeczywistość pokazała zgoła inną sytuację – transport publiczny powrócił do łask, a tendencja jest rozwojowa. Znakomitym przykładem jest ruszająca w przyszłym tygodniu „Taryfa sądecka” – więcej o niej znajdziesz tutaj – KLIK.

Okazuje się, że Sądeczanie przyzwyczaili się do nowego środka transportu, którym wygodnie mogą dojechać do pracy. Pomysł wypalił aż tak, że teraz kolejne samorządy uruchamiają nowe połączenia kolejowe w ramach nowosądeckiej aglomeracji. Wszystko w przystępnej cenie, co nie jest bez znaczenia przy wzroście cen paliwa. Sąsiednie samorządy sprzyjają i finansują komunikację zbiorową, ale niestety Chełmiec nie chce partycypować w kosztach tych udogodnień. Masa ludzi pyta mnie dlaczego? Odpowiadam nie wiem, nie wiem dlaczego obecna władza w Chełmcu nie chce umożliwić mieszkańcom łatwiejszego przemieszczania się po regionie. Nie mogę tego zrozumieć, ja do takiej współpracy przystąpiłbym bez zastanowienia!

Być może najważniejszym skutkiem boomu na komunikacje publiczną jest ponowne budowanie relacji międzyludzkich. Odchodzimy od zindywidualizowanego podejścia, w którym każdy korzysta ze swojego samochodu, na rzecz spędzenia kilkudziesięciu minut na rozmowie z drugim człowiekiem. I bez znaczenia jest to, czy jest to nasz sąsiad czy może dopiero co napotkany nowy nieznajomy. Ważne jest to, że korki mogą być coraz mniejsze, oszczędzamy czas i pieniądze, a do tego wychodzimy z tego jeszcze bardziej ubogaceni wewnętrznie. O środowisku nie wspomnę!

W nadchodzących wyborach samorządowych pamiętajmy więc o tym, by pytać lokalnych polityków o ich wizję komunikacji publicznej. Nie zmarnujmy potencjału, który już teraz udało nam się zbudować na bazie szynobusu. Drugiej szansy na odrodzenie transportu zbiorowego może już nie być…