„To, że jesteśmy w dupie, to jasne. Problem w tym, że zaczynamy się w niej urządzać” – kilka zdań o Nowym Sączu. Część II [Felieton] Analiza tylko dla dorosłych

Czytaj również: „To, że jesteśmy w dupie, to jasne. Problem w tym, że zaczynamy się w niej urządzać” – kilka zdań o Nowym Sączu. Część I. [Felieton. Analiza tylko dla dorosłych] – KLIK

• • Nie mamy żadnego cywilizowanego połączenia z resztą świata. O Sądeczance tyle już powiedziano i napisano, ze szkoda się nad tym rozwodzić. Koniec końców, jak jeździliśmy 50 lat temu do Krakowa 2-2,5h tak jeździmy nadal. Nic nie wskazuje na to, żeby w najbliższej dziesięciolatce sytuacja w jakikolwiek sposób się zmieniła. Kolejni premierzy,  ministrowie, czy marszałkowie wskazywali wzajem na siebie, jako odpowiedzialnych. W sumie gówno to nas – jako mieszkańców – obchodzi. Drogi nie ma i w najbliższej przyszłości nie będzie. Podobnie sytuacja ma się z koleją, niestrudzeni wybrańcy narodu o trasie Podłęże – Piekiełko gadają, a w pociągu do Krakowa bite trzy godziny siedzieć trzeba. O ile nas pamięć nie myli za końca nieboszczki CK Austrii czas przejazdu był niewiele dłuższy. A ponad sto lat minęło. I co? Kakao!
  • Nie mamy też stadionu piłkarskiego z prawdziwego zdarzenia – tutaj szczególne serdeczności ślemy poprzedniemu i obecnemu prezydentowi miasta. Zarówno Nowak, jak i Handzel niewiele w tej sprawie zrobili, a można iść o zakład, że sytuacja się nie zmieni. Stadionu nie było, nie ma i nie będzie, a cała reszta to PRowska ściema naszego ulubieńca dyrektora, mjr., dr., niezależnego eksperta M. Poręby odpowiedzialnego za image obecnego prezydenta. Opowieści o spółce celowej, konsultacjach, przeprojektowaniu obiektu, dynamicznym szukaniu prywatnych inwestorów i tym podobne banialuki może kupować już tylko grupa osiłków, których ulubionym zajęciem twórczym jest intonowana regularnie co tydzień przyśpiewka „Jebać, jebać PZPN…”. Nikt o zdrowych zmysłach nie wierzy, że Handzel znajdzie jakieś 60-80 baniek na budowę stadionu, szczególnie w kontekście tego, co świat spotkało tego roku.
  • Brak nowego stadionu to byśmy jeszcze przełknęli (w końcu jakieś tam boisko przy Kilińskiego jest, w sam raz na 2-3 ligę, gdzie Sandecja za moment wyląduje, po ożywczych zabiegach szukania nowych akcjonariuszy spółki przez Handzla), lecz dlaczego w takim mieście, jak Nowy Sącz, mieniący się stolicą regionu nie ma ani hali widowiskowo-sportowej, ani kąpieliska, ani teatru (tak, tak teatru – w takiej Jeleniej Górze, z którą się często porównujemy na przykład jest). Tego za żadną cholerę zrozumieć nie sposób. Nie postulujemy przecież budowy filharmonii, czy opery, ale jak jeszcze wspomnieć, że w całym Nowym Sączu jest jeden ogólnodostępny kryty basen to naprawdę ręce opadają.
  • Jednostki wojskowej – tzn. nie ma i nie będzie w Nowym Sączu, natomiast będzie w Wojnarowej (dla niezorientowanych to urocza, niewielka miejscowość w gminie Korzenna). I to właśnie do tej gminy trafią – dzięki zapobiegliwości jej włodarzy – SETKI milionów złotych wpompowane w niezbędną do funkcjonowania wojska infrastrukturę. To tam powstanie też setki nowych miejsc pracy, a sama gmina – dzięki sprzedaży armii gruntów – zarobi KILKADZIESIĄT milionów złotych. Zorientowani mówią, że na pewno pomogło w podjęciu rządzącym takiej, a nie innej decyzji lokalizacji jednostki, brawurowe otwierania przez ekipę Handzla mostowych inwestycji w środku nocy i tym samym pokazywanie, w której części ciała obecną władzę się ma. Gratulujemy pomysłu!
  • Nie mamy żadnych naturalnych, czy tez antropogenicznych (stworzonych ręką człowieka) atrakcji, które mogłyby nas wyróżniać, być swoistym magnesem przyciągającym nie tylko turystów z dalekich stron, ale też z tych bliskich. Turystów mających chęć i potrzebę przyjechać tu na dłużej niż na zakupy do Trzech Koron. W zbliżającej się trzeciej dekadzie trzeciego tysiąclecia Miasteczko Galicyjskie, Święto Dzieci Gór i Jesienny Festiwal Teatralny (ups… przepraszamy – tego ostatniego już też nie mamy) to zdecydowanie zbyt mało. W literaturze fachowej zwie się nas ośrodkiem rozrządowym, stolicą subregionu i takie tam inne ćmoje boje, bo tak naprawdę dla ludzi ze „świata” jesteśmy – w najlepszym przypadku – dwugodzinnym przystankiem w podróży do Krynicy, Muszyny, czy Wierchomli.
  • Nie mamy także jakichkolwiek cywilizowanych relacji z naszymi sąsiadami – gminami ościennymi – z którymi moglibyśmy wspólnie próbować się z tej biedy dźwignąć. Poprawiać nasz los. Prawie wszystkich duet Handzel@Bochenek poobrażał, lub przynajmniej olał, co na pewno świetlanej przyszłej współpracy umożliwiającej wspólny szybszy rozwój na kolejne lata nie zapowiada.

Czytając nasze własne przemyślenia kołaczą się w głowie słowa utworu starej, dobrej Budki Suflera: „…Co ja tutaj robię…, czego tutaj szukam…, skąd pomysł by tu żyć… skoro tu nie ma nic…”. I sami sobie z góry odpowiadamy: żyjemy tu bo już jesteśmy za starzy na zmiany, nie ma sił, czasami chęci, bądź środków, bo nie przesadza się starych drzew… Tu przyszło nam mieszkać i przyjdzie umrzeć. Co do innych to popatrzcie wokół… Ile z młodych posiadających dobry fach w ręku, bądź wykształcenie tu wraca, co dziesiąty?  dwudziesty? Spierdalają, gdzie tylko pieprz rośnie, chcą żyć i pracować NORMALNIE. I trudno im się dziwić…

Myślimy więc, że ten przegląd sytuacyjny uświadomi Państwu, jak bliskie są słowa Śp. Stefana Kisielewskiego w odniesieniu do naszej obecnej sytuacji. Jeśli nie, będziemy szukać dalej argumentów, chyba że ktoś nas przekonana, iż jest dokładnie odwrotnie…
Szczerze wątpimy…