miastoNS
Portal informacyjny | Nowy Sącz

Karol BOSY WIRUS Trojan na Jubileuszowym 10. Koral Maratonie z „życiówką”

0 458

Rekord życiowy, wybiegany boso, na dystansie maratońskim (42,195 km) – 3:48:11 h, 10. miejsce w kategorii wiekowej, 35. wśród mężczyzn i 40. w klasyfikacji open. Tak statystycznie można streścić mój udział w Koral Maratonie, odbywającym się podczas Festiwalu Biegowego w Krynicy-Zdroju.

 

Czytaj również: Agropromocja to reklama całej Sądecczyzny! [Film]

 

To jednak „tylko” statystyka. Ważna, ze sportowego punktu widzenia: kto przed kim, kto za kim, lecz nie obrazuje „ludzkiej” strony rywalizacji i atmosfery biegowych spotkań. Skupmy się, więc teraz na Nich.

Ludzie
Cóż znaczyłyby zawody, gdyby nie Oni: Zawodniczki i Zawodnicy, Kibice, Wolontariusze, Organizatorzy? Na pewno nie byłyby takimi jakimi są, czyli pełnymi spotkań towarzyskich ze Znajomymi, czasem spędzonym z kibicującą Rodziną, areną do dzielenia się swoim doświadczeniem, miejscem, w którym „na żywo” można porozmawiać z Biegaczkami i Biegaczami z „światowego czuba”, okazją, aby poznać „nowe Twarze”.

W tym miejscu dziękuję Każdej Osobie, z którą dane było mi się zobaczyć i zamienić choćby słowo. Nie tylko porozmawiać, lecz także usłyszeć od Ciebie słowa wsparcia, Twój często „niezidentyfikowany” głos na ostatnich metrach przed metą, czy też przybić piątkę na trasie. Nie chcąc pominąć nikogo, nie będę podejmował się próby wymienienia Was Wszystkich. Dlatego, jeśli tylko czytasz niniejszy tekst i czujesz, że właśnie do Ciebie powinny lecieć słowa podziękowania to… na pewno tak jest!

Ryzyko czy chłodna kalkulacja?
Odwieczne pytanie, gdy stoisz na starcie „podjąć ryzyko czy też posłuchać „rozumu”? Jest ono tym bardziej trudne w ocenie, gdyż gdy w jednych zawodach, taktyka „pójścia za sercem” może okazać się trafna, w kolejnym wyzwaniu niestety skierować nas „w maliny”.

Tym razem, po kilkuset krokach, postanowiłem wykorzystać początkowy profil trasy do nabrania tempa i utrzymania go jak najdłużej. Pozwoliło mi to „nadrobić” czas, przed tzw. nawrotką, zlokalizowaną na 17. kilometrze, po której trasa prowadziła już prawie cały czas pod górę.

Jednakże nie to stanowiło główną motywację mocnego rozpoczęcia maratońskiego zmagania. Jego kwintesencją był ostry kilkukilometrowy podbieg pod, owianą „złą sławą” „Romę”, który po pokonaniu 35. kilometrów „wyciskał” z biegaczy pozostałe pokłady energii. Te zaś musiały jeszcze pozostać na zmierzenie się z „dającym popalić „dwójkom”” (czyt. mięśniom dwugłowym) zbiegiem.
Biegacze robiący niespodzianki

Tym razem podczas zawodów, dzięki Biegaczom (Krzyśkowi Szlósarczykowi, Pawłowi Budzyniowi, Januszowi Bobrkowi), startującym w Koral Maratonie, mogę podzielić się z Wami „materiałami z trasy”, co jak sami wiecie, nie zdarza się często.

Niebezpieczna „Matka Natura”
W ferworze walki, na wspomnianej powyżej „nawrotce”, musiałem „porozmawiać z Matką Naturą”, czyli innymi słowy „wyskoczyć na jedynkę”. Tak zaaferowany znalezieniem osłonionego miejsca, którym okazał się bus stojący na poboczu, wbiegając na trawę poczułem, że coś wbija mi się w śródstopie, niczym „nóż wchodzący w masło”. Chwila niepewności:

Przecież to nie może być koniec zawodów. Bez numerów. To dopiero 17. kilometr. Za bardzo zależy mi na tym starcie, abym teraz musiał go przerwać.

Spojrzenie w dół i co widzę? Stłuczoną butelkę, a dokładniej jej dno z otaczającą go szklaną koroną.

To na szczęście mój pierwszy (i mam nadzieję ostatni) przypadek rozcięcia stopy na zawodach. Było ono na tyle małe i skóra po kilkakrotnym sprawdzeniu, nie rozchodziła się za szeroko (oszacowanie ryzyka niepotrzebnej infekcji), że postanowiłem, pomimo drażniącego delikatnego bólu, kontynuować moje maratońskie wyzwanie.

Oczywiście proszę Was, abyście „nie wieszali psów” na Organizatorze, gdyż ów „przeszkoda” leżała poza trasą, która sama w sobie była bezpieczna przez całe 42,195 km.

Karol Trojan
fot. archiwum własne

Komentarze Facebook
Zobacz również

Zostaw odpowiedź