Chociaż udało się ocalić 12 osób, sądeccy ratownicy nie czują się bohaterami. Jak mówią, robili swoją robotę, a  dziś najbardziej potrzebują  odpocząć i pobyć z bliskimi. Każdy marzył o ciepłym łóżku, prysznicu i kawie…

– Ludzie oczekiwali od nas natychmiastowej pomocy, tymczasem my musieliśmy ocenić sytuację i wybrać, kogo uratować w pierwszej kolejności. „Tu jest moje dziecko – słyszałem go. Tu jest moja matka – ratujcie ją” – krzyczeli do nas. W zawalonych budynkach były ich najbliższe osoby. Oni chcieli, żebyśmy natychmiast wyjęli wszystkich. To są bardzo trudne decyzję, które musieliśmy podejmować natychmiast – mówi asp. sztab. Stanisław Witkowski z zespołu rekonesansu.

Wszyscy zgodnie podkreślają, że dotychczas nie przeżyli podobnie trudnej akcji, gdzie trzeba było tak długo i w takiej ciągłości ratować ludzkie życie. Rzadko się też zdarzało, że byliśmy zmuszeni wykorzystać każdy sprzęt, który mieliśmy do dyspozycji. Aby dostać się do poszkodowanych w wielu przypadkach trzeba było rozbierać zawalony budynek. To pokazuje ogrom i skalę tej akcji – przyznaje Wojta.
 
Fot.: PSP Nowy Sącz