Podsumowali akcję w Turcji! Uratowali 12 osób, dobra robota chłopaki!
W miniony piątek, 17 lutego w siedzibie Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej w Nowym Sączu odbyła się konferencja prasowa. W spotkaniu z mediami wzięli udział strażacy ratownicy, którzy w ramach ciężkiej grupy poszukiwawczo-ratowniczej uczestniczyli w działaniach ratowniczych w Turcji. Z Nowego Sącza w akcji działało 16 strażaków, w tym trzech przewodników jest z psami.
Czytaj również: Energetyki dla osób 18+? Sądecka inicjatywa przyśpiesza, w Sejmie złożono projekt
Byli to: st. bryg. Sławomir Wojta, który w ramach grupy pełnił funkcję zastępcy dowódcy zespołu operacyjnego, lekarz st. bryg. Mariusz Chomoncik, asp. sztab. Stanisław Witkowski – ratownik, członek zespołu rekonesansu oraz przewodnik psa Bartłomiej Waligóra. Strażacy opowiedzieli o podejmowanych działaniach w Turcji.
Polscy ratownicy zostali przydzieleni do miejscowości Besni. Działania ratownicze trwały dzień i noc, wszystko po to, by wydobyć spod gruzów jak najwięcej osób. Zadaniem strażaków było m. in. podjęcie decyzji, gdzie działać i jak działać. To właśnie te decyzje są najtrudniejsze, ale dzięki nim przez ponad tydzień pobytu udało się uratować 12 osób, w tym trójkę małych dzieci. W poszukiwaniach pomagały odpowiednio wyszkolone psy. Jeden potrafi zastąpić wielu ratowników.
– W tej miejscowości dwadzieścia dwa budynki były całkowicie zniszczone. Jak tylko dotarliśmy na miejsce, od razu zaczęliśmy działania ratownicze. Byliśmy pierwszą grupą ratowniczą w tej miejscowości. Dzięki sprawnej akcji, udało nam się wydobyć spod gruzów dwanaście żywych osób – mówi st. bryg. Sławomir Wojta, z-ca dowódcy zespołu operacyjnego.
Chociaż udało się ocalić 12 osób, sądeccy ratownicy nie czują się bohaterami. Jak mówią, robili swoją robotę, a dziś najbardziej potrzebują odpocząć i pobyć z bliskimi. Każdy marzył o ciepłym łóżku, prysznicu i kawie…
– Ludzie oczekiwali od nas natychmiastowej pomocy, tymczasem my musieliśmy ocenić sytuację i wybrać, kogo uratować w pierwszej kolejności. „Tu jest moje dziecko – słyszałem go. Tu jest moja matka – ratujcie ją” – krzyczeli do nas. W zawalonych budynkach były ich najbliższe osoby. Oni chcieli, żebyśmy natychmiast wyjęli wszystkich. To są bardzo trudne decyzję, które musieliśmy podejmować natychmiast – mówi asp. sztab. Stanisław Witkowski z zespołu rekonesansu.