miastoNS
Portal informacyjny | Nowy Sącz

Kilka słów o tym jak PiS traktuje swój elektorat [list od Czytelnika]

0 1 712

W ostatni piątek interesujący się lokalną polityka Sądeczanie stali się świadkami ostatniego odcinka serialu pt. „wybór kandydata Zjednoczonej Prawicy na prezydenta Nowego Sącza”. Ten trwający blisko trzy miesiące polityczny thriller okazał się w swojej ostatniej odsłonie żałosną tragifarsą. Ale po kolei….

Mniej więcej od początku bieżącego roku było jasne, że urzędujący przez trzy kadencje w sądeckim ratuszu Ryszard Nowak (PiS) nie będzie ubiegał się o reelekcję. Sam zainteresowany głośno i stanowczo najpierw ustami swoich bliskich współpracowników, a następnie osobiście zadeklarował wszem i wobec w lokalnych i regionalnych mediach, że startować nigdzie już nie będzie. Ani na prezydenta, ani na radnego, ani nigdzie indziej.

Rozpoczął się więc wyścig potencjalnych następców.  Nie od dziś wiadomo, że PiS (podobnie, jak inne partie) nie jest monolitem. Walki frakcyjne nasiliły się ze zdwojoną siłą przy próbie powołania na regionalnego pełnomocnika partii posła Wiesława Janczyka, regionalny konwyktyl partii trzeba było przerwać, i sam prezes Kaczyński musiał jednoosobowo namaścić posła na swojego przedstawiciela w regionie będącym do tej pory pisowskim zagłębiem. Ale to był dopiero początek. Po upadku z politycznego świecznika senatora S. Koguta poszczególne frakcje partyjne na wyścigi zaczęły zgłaszać swoich kandydatów. Na politycznej giełdzie pojawiły się nazwiska: Janusza Adamka (który jednak natychmiast odciął się od tego typu spekulacji), Krzysztofa Głuca, mocno i jednoznacznie wspartego przez urzędującego prezydenta oraz posła Janczyka, Małgorzaty Belskiej, wspieranej głównie przez rzadko widywanego w Nowym Sączu posła-spadochroniarza Piotra Naimskiego oraz Andrzeja Bulzaka, za którym optował poseł ze Świniarska Józef Leśniak, a którego politycznym mentorem i przewodnikiem jest jedna z najbardziej tajemniczych i wpływowych postaci PiS: europoseł Tomasz Poręba. (Tajemniczych dlatego, że w kręgach zbliżonych do tzw. warszawki głośno mówi się, że to on uczestniczył w rozmowach z przedstawicielami Izraela i USA w sprawie nowelizacji ustawy o IPN. Tak tej samej ustawy, którą nasi rządzący politycy, jak niepyszni pod wpływem amerykańskiego Kongresu i izraelskiego Knesetu musieli następnie szybciutko zmieniać).

Na politycznej karuzeli pojawiło się też nazwisko Andrzeja Bodzionego – mocno wspieranego przez lokalne struktury Solidarności. Swoją rekomendację wydały także struktury lokalne PiS, które głosami 5:2 poparły kandydaturę Krzysztofa Głuca. Nie ma sensu w tym momencie przytaczać sylwetek poszczególnych kandydatów, zainteresowany Czytelnik znajdzie wiele informacji w archiwach gazet, portali internetowych, programów telewizji kablowych i stacji radiowych. Każda z tych kandydatur była zarówno przez dziennikarzy, jak i osoby zainteresowane lokalną polityką analizowana na wszelkie możliwe sposoby. Opisywano i dyskutowano o ich walorach, doświadczeniu, czy jego braku, słabych i mocnych stronach, szansach w ostatecznym starciu z kandydatami innych partii i środowisk.

Niektóre z nich były też uwzględniane w profesjonalnych pierwszych sondażach przedwyborczych. Zwykła proza rosnącej gorączki przedwyborczej. Jedno było wszak oczywiste – ostateczną decyzję podejmie Warszawa, a ścisłej najważniejsze gremium partii rządzącej: Komitet Polityczny. A tu zapadła prawie dwumiesięczna cisza. Z początku nie było w tym nic szczególnie dziwnego, partia musiała ustalić kandydatów w Warszawie, Krakowie, Łodzi, czy innych ważnych z punktu widzenia ogólnopolskiej polityki miastach, lecz gdy z siedziby na Nowogrodzkiej zaczęły dochodzić informacje o tym, iż ustalono już kandydatów w Jeleniej Górze, czy też Siedlcach, lokalni działacze zaczęli wyrażać ciche zdziwienie.

Oczywiście władze partii ustami swojego przedstawiciela w regionie posła Janczyka uspakajały: że takie są procedury, że trwają konsultacje, badania, że potrzeba więcej czasu do namysłu itd., itp. to trzeba jasno powiedzieć, że zarówno działacze, jak i część świadomego elektoratu PiS czuła się mocno skołowana, żeby nie powiedzieć sfrustrowana. Bomba wybuchła w ostatni piątek: Komitet Polityczny pogodził wszystkie zwaśnione frakcje i namaścił na swojego kandydata… Iwonę Mularczyk. Tak, tak dobrze państwo kojarzycie nazwisko. Pani Iwona Mularczyk to żona jednego z najbardziej znanych posłów z naszego regionu Arkadiusza Mularczyka. I znana jest tylko i wyłącznie z tego, że jest właśnie żoną Arkadiusza Mularczyka.

I tu zaczyna i w sumie kończy się problem. Problem dla zdyscyplinowanego – jak do tej pory – prawicowego elektoratu. Bez słowa skargi ładnych paręnaście lat temu elektorat ten przełknął jako liderkę swoich list wyborczych nikomu nieznaną profesor Okularczyk z Krakowa. Parę lat później nie chciał ale musiał zaakceptować kolejnego spadochroniarza, jako lidera swojej listy posła Naimskiego z Warszawy, lecz teraz to może być ten o jeden most za daleko…

Wystawienie w wyborach samorządowych, na najważniejsze stanowisko w naszym regionie osoby, która jest tylko i wyłącznie żoną swojego męża, a mąż posłem PiS, może być już przegięciem w czystej postaci. Oczywiście nikt z lokalnych działaczy PiS głośno nie zaprotestuje, ba nawet nie wyrazi głośno swoich wątpliwości, ale to nie tylko działacze, ale zwykli ludzie o konserwatywnych i prawicowych poglądach pójdą do wyborów i postawią krzyżyk na najlepszego ich zdaniem kandydata na włodarza miasta. Ci sami ludzie, którzy od lat mamieni są szybką koleją do Krakowa, nowa sądeczanką, zmodernizowaną drogą do granicy za Słowacją , a którym na razie jedynie zamyka się lada dzień Just. I którym właśnie napluto na buty. Przełkną i to… ?

MK

fot. uek.krakow.pl, SkySciperCity.pl

Komentarze Facebook
Zobacz również

Zostaw odpowiedź