Trzy pasy w trzy miesiące i ambitne plany na 2018 rok Łukasza Pławeckiego
Początek roku, choć zaczął się dla Łukasza Pławeckiego występem na gali Glory w USA, to jednak nie był zbyt radosny. Złamanie ręki, które przywiózł właśnie z Ameryki, na kilka miesięcy uniemożliwiło mu stanięcie na ringu. Pod koniec roku Sądeczanin pokazał jednak, że nic nie może go zatrzymać i w trzy miesiące zdobył trzy mistrzowskie pasy. O podsumowaniu minionego roku z Łukaszem Pławeckim rozmawiała Magdalena Kościółek.
Rok zaczął się od kontuzji, ale powróciłeś do formy i to w wielkim stylu. Jak się z tym czujesz?
Łukasz Pławecki: Całkiem zapomniałem o tej kontuzji ręki i teraz uświadomiłem sobie, że to wszystko stało się w ciągu jednego roku. Jednak nie myślałem o tym w ten sposób. Teraz z perspektywy czas myślę, że ta kontuzja ręki i to, że nie mogłem walczyć przez pół roku, podświadomie mnie zmotywowało. Teraz myślę, że mógł to być dodatkowy motywator. Normalnie, nie wiem, czy wziąłbym trzy walki pięciorundowe w ciągu trzech miesięcy, gdyby ten rok ułożył się inaczej. Tak, to był zdecydowanie dobry rok.
Jak teraz, patrząc wstecz, możesz podsumować swoje ostatnie osiągnięcie?
Pierwszy pas zdobyłem we wrześniu na HFO4. O pas Mistrza Świata federacji IPCC walczyłem z Yankubą Juwara, który był dobrym, niewygodnym i wysokim przeciwnikiem. To było duże wyzwanie, tym bardziej że walczyłem u siebie. Przygotowania do gali były różne, a o kontuzji już nie myślałem. Ten pas dużo dla mnie znaczy, ponieważ jest to duża federacja. To była dobra walka. Na gali Cetic Gladiatr zdobyłem pas federacji i tu, choć walczyłem na własnym podwórku, nie byliśmy organizatorami. To było zupełnie inne starcie, techniczne i pięciorundowe, gdzie miałem okazję pokazać swoje umiejętności. To także była dobra walka. Trzeci paz dobyłem w Nowej Soli na gali MFC 13 u Tomka Makowskiego. Cieszę się, że miałem tę okazję.
Jak zatem możesz podsumować swoje ostatnie starcie w ubiegłym roku?
Walka trwała 43 sekundy, więc ciężko o obszerne podsumowanie. Nie nastawiałem się na tak szybki koniec starcia, które miało trwać pięć rund. Prawdopodobnie wyszło tak, ponieważ miałem sukcesywnie okopywać nogę i wyłączyć ją koło czwartej, piątej rundy. Okazało się jednak, że low kicki weszły mocniej i skończyło się szybciej. Jak patrzyłem później na te kilkadziesiąt sekund walki, to widziałem po sobie, że byłem w dobrej formie. Myślę, że nawet gdyby walka trwała pięć rund to i tak bym wygrał.
Czy zatem czułeś niedosyt po tak krótkim starciu?
Gdy był ogłaszany werdykt, czułem się zmieszany, że to już koniec. Czułem niedosyt, ponieważ przygotowywałem się na pięć rund i powalczyłbym dłużej. Jak przygotowuję się do długiego starcia, treningi są dłuższe, sparingi są dłuższe i wszystko zajmuje więcej czasu. Z drugiej strony czułem też ulgę, bo wiedziałem, że to jest trzecia walka z rzędu. Te ciężkie przygotowania mogły się odbić na moim zdrowiu i nie byłem pewny, co by się stało w czwartej i piątej rundzie kondycyjnie i wytrzymałościowo. Zawodnik mi pasował jako przeciwnik.
Tak trzymać! Wielkie gratulacje!